Blog,  Moje wyprawy,  Morze Bałtyckie - Polska

Gdy Gdańsk budzi się do życia…

Jak to zazwyczaj u mnie bywa, często podejmuję spontaniczne decyzje. Szczególnie, kiedy dotyczą one wyjazdów w celach fotograficznych. Wówczas staram się chociaż sprawdzić prognozowaną pogodę, choć wiadomo, że ze skutecznością prognoz różnie bywa 😉 Przyznam, że za morzem już zdążyłem się stęsknić. Za Gdańskiem szczególnie. Pomysł, by wyruszyć do Trójmiasta zrodził się w mojej głowie, gdy byłem w piątek w pracy, ponieważ nie miałem zaplanowanego weekendu. Sprawdziłem pogodę i okazało się, że warunki mają być idealne – żadnego zachmurzenia w czasie wschodu słońca oraz bezchmurne niebo podczas zachodu. Decyzja mogła być tylko jedna – jadę.

Przed północą wyruszyłem w trasę. Osobiście dla mnie to pora, którą lubię do jazdy. Tym razem muzycznie trasę umilała mi Coma swoim koncertowym albumem (Live z trasy „Hipertrofia), a następnie dwukrotnie przesłuchałem koncert brytyjskiego zespołu Muse (Live in Roma). Po tym muzycznie nastąpiła zmiana, gdyż na stacji benzynowej w pakiecie do kawy zakupiłem składankę z przebojami z lat 90′.

Pierwotnie miałem docelowo pojechać na wschód słońca do Gdyni, ale w trackie podróży zmieniłem tę decyzję. Uznałem, że nie mam wielu kadrów z Góry Gradowej w Gdańsku i że chciałbym w związku z tym przywieźć kilka fotografii ze wschodu słońca z tego miasta. Tak też uczyniłem. Na miejscu byłem już po 4:00 nad ranem. Było dosyć chłodno. Poszedłem na punkt widokowy Górę Gradową, aby przede wszystkim upewnić się jakie są warunki. Nie było nikogo. Nie był to też jeszcze optymalny czas na zdjęcia, bowiem tzw. „niebieska godzina” była około 6:00 rano. Ale wykonałem kilka kadrów – poniżej pierwszy z nich prezentuję.

Wróciłem, by zrobić sobie pół godziny drzemki w samochodzie. Budzik zadzwonił w komórce o 6:00. Wziąłem statyw, 3 obiektywy. Tym razem postanowiłem wykorzystać rzadko używane przeze mnie szkło – Sigmę 150-600 mm Sport, dzięki której mogłem mocno przybliżyć m.in. Bazylikę Mariacką na czym najbardziej mi zależało.

Najpierw backstage (zdjęcie zrobione komórką). Tak wyglądał mój punkt widokowy. Idealny, by wszystko ująć z tej perspektywy.

 

Warunki do fotografowania były bardzo dobre. Kolory były delikatne. Wokoło kompletna pustka – byłem trochę zdziwiony, że nikt inny nie fotografował tego dnia. Poniżej moje ulubione zdjęcie z całej serii. Mam zawsze słabość do piękna tej świątyni nazywanej „Koroną Gdańska”.

Po prawej stronie z kolei widać gdańską stocznię wraz z charakterystycznymi dla tego krajobrazu – dźwigami.

Na szczycie Góry Gradowej znajduje się również Krzyż Milenijny, który został postawiony w tym miejscu w 2000 roku (ma 16 metrów długości).

Byłem bardzo ciekawy jak będzie wyglądało to miejsce podczas wschodu słońca i czy warunki dopiszą. Zanim jednak słońce wzeszło, postanowiłem zmienić nieco miejsce ustawienia, aby spróbować uchwycić inne kadry.

Dostrzegłem, że niebo zaczyna się robić coraz bardziej pomarańczowe i że powoli na horyzoncie wyłania się słońce. Powoli zacząłem wracać do mojego początkowego miejsca, choć po drodze fotografowałem tę niezwykłą scenerię.

Gdańsk właśnie budził się do życia. Pozostało mi tylko ująć tę „złotą godzinę” i obserwować oraz doświadczać tej niezwykłości chwili. Chwili, na którą czekałem, bo aby wykonać takie ujęcia przejechałem prawie 370 kilometrów. Takie widoki w pełni wynagrodziły mi brak snu 🙂

Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, jak wiele mam szczęścia, że warunki dopisały, że mogłem na żywo zobaczyć jak miasto, które kocham – budzi się do życia. Pełen pozytywnych odczuć po wykonaniu zdjęć wybrałem się nad Motławę. Tradycyjnie już znalazłem miejsce do zaparkowania przy ulicy Szerokiej i po śniadaniu pojechałem do Gdyni Orłowo. O tym będzie już w kolejnym wpisie, ale wspomnę, że to jeszcze nie koniec historii związanej z Gdańskiem i ciąg dalszy nastąpi 🙂

Fot. Mariusz Kalinowski

 

Loading

Komentuj

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *