Blog,  Moje wyprawy

Wymarzony wschód słońca na Sokolicy

Zazwyczaj w danym roku staram się zrealizować swój jeden cel fotograficzny. Poprzedni rok był w ogóle wyjątkowy, bo udało mi się wykonać zdjęcie o jakim marzyłem w Gdyni Orłowo oraz mostu w Porto nocą. Tym razem, najbardziej chciałem zrobić zdjęcie sosny na szczycie Sokolicy w Pieninach podczas wschodu słońca tak, aby w kadrze były widoczne również poranne mgły krążące nad Dunajcem.

Okazja, by zrealizować ten plan nadarzyła się w poprzednim tygodniu, kiedy to bardzo spontanicznie poprosiłem o 4 dni urlopu. Jeszcze we wtorek przy porannej kawie przeglądałem w domu prognozę pogody oraz ciekawe miejsca i utwierdziłem się w przekonaniu, że muszę wyjechać w Pieniny oraz w Tatry, bowiem wieści pogodowe były bardzo optymistyczne. Zaplanowałem, że w środę rano podczas wschodu słońca sfotografuję Tyniec, a wymarzone zdjęcie na Sokolicy spróbuję wykonać w czwartek. Po niesamowitym poranku w Tyńcu, do Krościenka nad Dunajcem zajechałem po południu. Znalazłem miejsce noclegowe, zostawiłem bagaże i postanowiłem wybrać się na zachód słońca właśnie na Sokolicę. Chciałem bowiem zobaczyć jak prezentuje się szlak, ponieważ wiedziałem, że w nocy będę ponownie nim szedł, by zobaczyć wschód słońca. Jak się okazało, trasa była dosyć prosta i bezpieczna, choć pierwsze podejście kosztowało mnie trochę sił 😉 Wróciłem po zachodzie słońca i ostatecznie miałem 4 godziny snu.

Nastawiłem budzik na 02:45 bowiem chciałem wyjść po 03:00 w nocy, żeby na spokojnie być na szczycie i wyczekiwać na to co przyniesie ten długo wyczekiwany poranek. Podekscytowany wyruszyłem ul. Św. Kingi. Nad sobą miałem bardzo gwiaździste niebo, po lewej stronie słyszałem tylko dźwięk płynącej rzeki.

Minąłem kapliczkę św. Kingi, która jest zlokalizowana w lesie. Paliły się przy niej znicze. Pierwsze podejście w górę i zaczęło się… Trochę wysiłku, chwila odpoczynku i szedłem dalej. Muszę przyznać, że to było fantastyczne przeżycie. Ta świadomość tego, że jestem gdzieś sam w samym środku lasu i że pierwszy raz wędruję z latarką nocą na szczyt góry. Góry, którą darzę póki co największym sentymentem. Poza tym w głowie co jakiś czas pojawiała się myśl: co zobaczę, czy będą mgły, czy warunki pogodowe będą takie o jakich marzyłem? To wszystko powodowało, że z wielką ciekawością i niecierpliwością zmierzałem na Sokolicę. Ostatnie wzniesienie….

I dotarłem. Pustka. Cisza. Noc. Przed sobą gwiaździste niebo,  w oddali Tatry.

Rozłożyłem statyw i postanowiłem wykonać pierwsze ujęcie. Udało mi się nawet uchwycić spadającą gwiazdę. Być może była takim symbolem marzenia, które miało się wkrótce spełnić…

A ze swojej lewej strony miałem taki widok. Można zauważyć już delikatne kolory nad widocznymi w tle górami. To z tej strony miało wschodzić słońce.

Około 05:00 na szczycie pojawił się fotograf. Ucieszyłem się, bo zawsze to raźniej i miło kiedy można z kimś porozmawiać, wspólnie fotografować, wymienić się informacjami i zapytać o różne rzeczy. Okazało się, że Marcin jest zawodowcem i między innymi zrobił krótki film o Bieszczadach techniką poklatkową. Zatem oczekiwaliśmy na to co przyniesie ten poranek.

Zaczęło się idealnie ponieważ jeszcze przed wschodem słońca zaczęły pojawiać się pierwsze mgły i chmury, które krążyły nad Dunajcem. Widziany na żywo obraz zrobił na mnie niezwykłe wrażenie. Wiadomo bowiem, że miałem świetne miejsce do obserwacji tego co dzieje się „tam na dole” z samego szczytu góry. Okoliczne pagórki, łąki zostały „otulone” poranną mgłą.

Tymczasem nad Tatrami niebo było delikatnie różowe. Wspaniałe było to, że nie byłem w stanie przewidzieć jak będzie zmieniał się krajobraz. Miałem wrażenie, że chmury i mgły mieszają się ze sobą i nieustannie krążą w kółko wokół lasów. Czasami „przykrywały” większą powierzchnię drzew, a nieraz pojawiały się w stopniu minimalnym.

Coraz bliżej było do momentu wschodu słońca. Światło zmieniało się z każdą kolejną minutą. Niebo nie dawało mnóstwa kolorów i jakichś niezwykłych „wzorów”, ale i tak byłem zadowolony i oczekiwałem na ten moment, na kadr, który mnie zadowoli.

I stało się! Wykonałem zdjęcie chyba najsłynniejszej sosny w naszym kraju i wiedziałem, że to jest to. Że mam w końcu zdjęcie o którym myślałem przed wyjazdem. Właśnie w ten sposób to sobie wyobrażałem. Sosna, światło słońca padające na nią, widoczne mgły. Nie muszę chyba pisać jak bardzo ucieszyła mnie ta sytuacja 🙂 Osobiście dla mnie spośród wszystkich przywiezionych zdjęć, poniższe jest dla mnie najważniejsze i najbardziej podoba mi się z tych, które wykonałem na Sokolicy.

Mając świadomość, że najważniejszy cel tego wyjazdu został przeze mnie osiągnięty, postanowiłem skupić się na innych ujęciach, starając się jednocześnie zachować w kadrze mgłę lub chmury, które nadały moim zdaniem ciekawy klimat zdjęciom.

Słońce wzeszło i zrobiło się znów ciekawie, bo światło padające na łąki i pola sprawiało, że wyglądało to bardzo zjawiskowo. Najpierw zdjęcia wykonał Marcin, następnie zamieniliśmy się miejscami i ja także postanowiłem uwiecznić ten widok.

Wpatrywałem się w ten poranny spektakl i byłem bardzo szczęśliwy. Spełniło się bowiem moje wielkie marzenie, aby być obserwatorem takich cudów natury na żywo. Wszystko się udało!

Bezpiecznie wejść na szczyt, zastać ciekawe warunki pogodowe, wykonać zdjęcia, spędził miło czas. Nowo poznany kolega Marcin po godzinie siódmej udał się w dalszą drogę. Ja mając świadomość, że mam przed sobą jeszcze cały dzień, postanowiłem cieszyć się tym widokiem, który miałem przed sobą. Usiadłem i chłonąłem tę chwilę! Kiedy zobaczyłem przelatujące ptaki zrobiłem kilka zdjęć. Lecące nad chmurami i pokrytymi mgłą drzewami skojarzyły mi się z wolnością.

Mogę śmiało napisać, że był to dla mnie jeden z najpiękniejszych dni tego roku. To miejsce działa na mnie niezwykle wyjątkowo. Mam świadomość, że mogło być różnie. Że warunki w ostatniej chwili mogły się zmienić jak to bywa z pogodą. Na szczęście w tym przypadku prognozy mnie nie zawiodły, a ja wiem, że decyzja o tym, aby urlop spędzić między innymi w Pieninach była strzałem w dziesiątkę! Jednocześnie raz jeszcze korzystając z okazji bardzo jestem wdzięczny tym wszystkim, którzy trzymali kciuki za powodzenie tej wyprawy, od których otrzymałem wiele dobrych słów i wsparcia na moim fanpage’u i poza nim! Było to bardzo wzruszające, ale też motywujące podczas całego urlopu, aby każdej nocy wstawać przed trzecią i wędrować na wschód słońca 🙂

Chciałbym bardzo w tym roku jeszcze dwukrotnie wybrać się w Pieniny – jesienią i zimą. I ująć na fotografiach moją ulubioną Sokolicę o tych porach roku.

Fot. Mariusz Kalinowski

Loading

Komentuj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *