-
Słowa
Słów nie znajdę najlżejszych co z wiatrem by mogły ulecieć i trafić do wnętrza Twej myśli rozkwitnąć w Twej duszy tak pięknie Tak mocno, tak ciepło… na zawsze… Bo we mnie są słowa najcięższe Wstrzymane przez oddech zwątpienia Ich żadna siła nie ruszy Dlatego nie mówię nic Tak lekko, tak zimno… teraz…
-
Jak Ty chcesz…
Nie moja lecz Twoja wola niechaj się stanie o Panie – – powtarzam w ciszy te słowa, gdy zamykając oczy boję się, że wkrótce zabraknie mi sił… Tyle razy chciałem, Ty wybierałeś inaczej… Choć miałem wtedy żal Dziś wiem, że było to dobre dla mnie. A dziś? Jutro… Wkrótce? Czego dla mnie chcesz? Tak nagle pojawiła się Na drodze Życia mojego… Zmieniła je, Tak pięknie nadała mu nowy smak A teraz z każdym dniem Zabierasz mi coraz więcej jej cząstek Z każdym dniem coraz bardziej Muszę przyjąć tą prawdę Że wola Twoja o Boże Inna jest od mojej… Ale Ty wszystko wiesz lepiej…
-
Światło
spójrz na światło jak przecina mrok to właśnie teraz rozsypują się na małe kawałki nieograniczone pustki naszych wątpliwości… czy widzisz jak wolność przechodzi ulicą? spójrz na światło jak odkrywa swą twarz to właśnie teraz niczym radosne dziecko czas chętnie pozuje do zdjęć czy widzisz jak miłość przechodzi przez sopockie molo? nie bój się spoglądać nie bój się…
-
Ślady
osiadły na mieliźnie wszystkie moje wyobraźnie wpatrzenie… podczas wędrówki przez plażę poodpinanych obrazów kreślonych abstrakcyjną dłonią niepokornego nieba próbowałem poskładać w jeden horyzont porozwiewane przez przeszłość synonimy piękna oddech… i spadło nagle tysiąc przeterminowanych kropel moich niestrudzonych myśli zatrzymanie… i zobaczyłem drogę rozpostartą wzdłuż morza niepozostawionych śladów początek…
-
Wyobraźnia
Roztrzaskałem o podłogę Wszystko to co mogło być Choć dźwięk zakrył moją nagość Nie do końca umiem żyć… A wyobraźnia kołysze się tak niewinnie… Roztrzaskałem o podłogę Zapach błędów i blask świec I choć wolny biegnę z czasem Nie do końca umiem biec… A wyobraźnia kołysze się tak hipnotycznie…
-
Wędrownik
Chowam w dłoni niepewność, Niosąc ją Tobie całą. W myślach pustyni wciąż kroczę I szukam Twojej cząstki… W krwawym słońcu chcę znaleźć, najmniejszy cień swego Istnienia, Ściskam mocniej niepewność, Ty czekasz cierpliwie aż dojdę… I znów mijałem po drodze Węży, co mają jad słodki, Schowany fałszywy ich uśmiech, Słyszałem, gdy wciąż szedłem dalej. Teraz… przez szybę prawdy, Widzę Twe piękne oblicze, Twój głos rozbija złudzenie, Bierzesz niepewność, dajesz wolność! I coraz szybciej zachodzi Ostatnie tchnienie ciemności I coraz ciszej już słyszę Śmiech węży, co miały jad słodki…