Blog,  Moje wyprawy,  Urle i okolice

Niespodzianki o świcie w Kukawkach

 

Jak pisał Phil Bosmans „najpiękniejszych chwil nie zaplanujesz, one przyjdą same”.

Bardzo często tak właśnie jest, że wtedy kiedy najmniej się tego spodziewamy lub jesteśmy spontaniczni – piękne rzeczy dzieją się w naszym życiu. Samą spontaniczność jaką w sobie posiadam zawdzięczam Przyjacielowi, o którym często mówię, że jest to mój starszy brat (Bartkowi), którego poznałem kilkanaście lat temu w mojej pracy.

Rozpoczynałem wówczas studia i rozmawiając na różne tematy pewnego razu Bartek wspomniał: „Mario – jesteś super gość, ale powinieneś być bardziej otwarty, bardziej spontaniczny”. Nie był to zarzut, a pewnego rodzaju sugestia, która miała dla mnie bardzo duże znaczenie. Zdałem sobie wówczas sprawę, że rzeczywiście tak jest. I postanowiłem to zmienić w sobie. Ta rozmowa wówczas była jedną z kluczowych, bo ta kwestia diametralnie we mnie się zmieniła. Stałem się zdecydowanie bardziej spontaniczny i to na szczęście pozostało mi do dziś. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że moim zdaniem to też świetnie przekłada się na fotografię w kontekście mojej osoby. Kiedyś zapewne wiele czasu zastanawiałbym się nad różnymi rzeczami, myślał, rozważał – dziś po prostu wsiadam w samochód lub na rower, jadę poznawać nowe miejsca lub te w których byłem, potrafię często podjąć różne decyzje błyskawicznie i dzięki temu mam wiele kadrów, których nigdy bym z sobą nie przywiózł, gdyby nie wspomniany spontan 😉 No dobrze, starczy tej osobistej dygresji 😉 Choć ma ona wprowadzić trochę w to co wydarzyło się w sobotni poranek. A cóż takiego się stało?

Właśnie to, że kompletnie nie zaplanowałem zdjęć w Kukawkach, a decyzja o tym, by je sfotografować zapadła w jednej krótkiej chwili. Wracałem nocą z Warszawy, ponieważ odbierałem z podróży moją siostrę wraz z moim siostrzeńcem. Pociąg (chyba można użyć tutaj słowa – „tradycyjnie”) opóźnił się i zamiast o 2.30 w nocy, przyjechał o 3.00. Do domu siostra dotarła więc około 4 nad ranem, wsiadłem w samochód i pojechałem do siebie. I wtedy się zaczęło…

Gdy wyjeżdżałem od rodziców, zauważyłem w Adampolu księżyc, który mocno świecił nad drzewami (tej nocy, kiedy było jego zaćmienie). Muszę przyznać, że ten widok zachwycił mnie bardzo. Decyzja mogła być zatem tylko jedna: pojechać do Urli (w których mieszkam) po statyw, zabrać aparat i obiektywy i szybko wrócić ponownie do Adampola. Całe szczęście, że miejsca te dzieli bliska odległość 🙂

Wróciłem z całym sprzętem, zabrałem też z sobą na wszelki wypadek gumowce i zacząłem fotografować.

Na polach były bardzo duże mgły. Postanowiłem więc wybrać się do kolejnej wioski, która znajduje się tuż za Adampolem – do wsi Kukawki. Warunki do fotografowania były rewelacyjne, bowiem mgła była spora i tworzyła klimat, który lubię najbardziej. Najpierw skupiłem się na drodze tuż przed samym wjazdem do wsi, następnie uroczo prezentował się drewniany dom otoczony lasem i unoszącymi się mgłami.

Wykonałem w tym miejscu jeszcze kilka zdjęć, a następnie zatrzymałem się nieopodal kaplicy. Tam zostawiłem samochód i powędrowałem na łąki. Jak widać na poniższych fotografiach – klimat był niesamowity!

Tymczasem spostrzegłem, że bardzo ładne światło pojawiło się na drodze w kierunku Strachowa. Postanowiłem więc wybrać się w tę stronę, gdyż byłem ciekawy co zastanę. I tutaj pojawiły się dwie niespodzianki 🙂 Ale zanim o nich napiszę, to najpierw przedstawię kadr z tego miejsca, które sprawiło, że chciałem pójść tą drogą.

Byłem zaciekawiony co kryje się za tą mgłą. Światło porannego słońca nadawało wszystkiemu życia.

Wziąłem z sobą obiektyw szerokokątny i statyw. Dotarłem do Domu Weselnego Pod Kasztanem i zachwyciła mnie niezwykła sceneria. Wschodzące słońce rozświetlało bocianie gniazdo. Wszystko we mgle. Wykonałem kilka zdjęć i wiedziałem, że muszę wrócić się ponownie do samochodu bo mój teleobiektyw, ponieważ nie brałem go z sobą, a zależało mi na tym, by sfotografować bociany w większym przybliżeniu.

Jak się okazało, miałem szczęście, że pod body podpięty był obiektyw zoom, ponieważ kiedy skończyłem fotografować bociany, dostrzegłem na łące sarnę. Podniosła się powoli, spojrzała na mnie i przebiegła na drugą stronę.

A zatem nie była skłonna do dłuższego pozowania. Mówi się „trudno”, żyje się dalej 😉 I tak byłem zadowolony, że chociaż zdążyłem ją uwiecznić na bodajże 4 zdjęciach.

Nadal wszystko było osnute mgłą tajemnicy…

Uznałem, że czas zatem zmienić kierunek i udać się w przeciwną stronę, by zrobić zdjęcia w Kukawkach na granicy z Basinowem. Trafiłem na łąkę, która była cała w pajęczynach. Drzewa były słabo widoczne, a po swojej lewej stronie miałem wschodzące słońce. Stworzył się dzięki temu ciekawy klimat i muszę przyznać, że dosyć długo fotografowałem właśnie w tym miejscu.

To był świetny początek weekendu. Ale to wszystko za sprawą księżyca w Adampolu. Gdybym nie zauważył jak ładnie prezentuje się w tej części wsi, zapewne wróciłbym do domu i poszedł spać. Na szczęście stało się inaczej i piękne chwile niezaplanowane – pojawiły się same…

Fot. Mariusz Kalinowski

 

Loading

Komentuj

Jeden Komentarz

  • Alicja Domaradzka

    Pochodzę z Podlasia. Dokładnie z Łochowa. Tam kończyłam Liceum. Urle i Liwiec wiążą się z pięknymi wspomnieniami lat młodzieńczych. Nad Liwiec chodziliśmy na wagary. Okolice Bugu, Narwi też są mi znane. Jeśli mogę prosić to może uda się następnym razem zrobić kilka zdjęć nad Liwcem. Gratuluję talentu, efektów wspaniałych i dużo pięknych chwil z obiektywem. Pozdrawiam. Alicja Domaradzka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *