Na taki poranek czekałem… Podlaskie mgły.
Tydzień temu byłem w Mogielnicy, wsi na Podlasiu, która zawsze mnie urzeka. Są po prostu takie miejsca, w których człowiek czuje się dobrze, wypoczywa i doświadcza uczucia spokoju, wytchnienia, ciszy…Dlatego też z wielką radością wyjechałem w piątek w nocy na Podlasie. W poszukiwaniu światła wschodzącego słońca, w poszukiwaniu mgieł, w poszukiwaniu wewnętrznej harmonii.
Już za Łochowem zauważyłem po swojej prawej stronie pięknie świecący księżyc. Bywało tak, że droga wiodła w taki sposób, że czasami znajdował się zupełnie naprzeciwko. Przy wzniesieniach wyglądało to w ten sposób, że można było odnieść wrażenie, iż dotyka drogi. A po lewej stronie widziałem jak stopniowo wyrazistych kolorów nabierało niebo. Ok. 15 km przed Drohiczynem łąki były pokryte gęstą mgłą. Niebo stawało się delikatnie różowe. Pomyślałem sobie wówczas: świetnie – to co musi dziać się nad wodą, skoro takie doskonałe obrazy tworzą się przy drodze? Nad rzeką byłem ok. 3.30. Muszę przyznać, że nawet trochę za późno. Moja ulubiona niebieska łódka była przywiązana, ptaki śpiewały, od czasu do czasu można było usłyszeć szczekanie psów. Wyjąłem statyw i wykonałem pierwsze kadry.
Ale uznałem, że mam już dosyć podobne zdjęcia i że warto może poszukać jakiejś innej lokalizacji. Przypomniało mi się, że pewien wędkarz powiedział mi, gdy byłem tutaj pierwszy raz, że warto wybrać się na skarpę i że z niej jest ciekawy widok. Uznałem, że spróbuję przedostać się przy brzegu. Nie było szans. Tern był grząski i mokry. Trzeba było przejść górą. Pierwsza przeszkoda: pastuchy, nie można było ich ominąć, bo nie było miejsce. I pytanie: są pod napięciem czy nie 😉 Na szczęście nie nie były. Przedostałem się przez łąki i zacząłem przedzierać się przez gęste zarośla. Wtedy zobaczyłem, że coś niesamowitego dzieje się nad rzeką – że szaleją mgły! Postawiłem statyw i pomyślałem sobie: tak, to jest właśnie ten dzień i poranek na jaki czekałem!
Pomyślałem, że muszę podejść jeszcze bliżej, aby po pierwsze zobaczyć co dzieje się za zakrętem, bo widać tam sporo mgieł i po drugie, aby mieć pewną „czystość” w kadrze z prawej strony.
Słońce nadało niebu piękną barwę, a unoszące się mgły tworzyły niezwykły nastrój. Byłem tak szczęśliwy, że w ogóle nie przeszkadzał mi fakt, iż miałem przemoknięte buty, mokre nogawki. Wręcz przeciwnie – czasami myślę sobie wówczas, że w takich chwilach człowiek czuje, że żyje.
Dlatego szedłem dalej przez zroszoną trawę. Zatrzymałem się, aby zrobić zdjęcie leżącego leżących przy brzegu konarów. Tymczasem naprzeciw powoli wyłaniało się słońce.
Miejsce, w którym przez dłuższy moment przebywałem (z powyższego zdjęcia) było idealne, gdyż mogłem sfotografować przeciwny brzeg. A było o tyle ciekawie, że tam też mgły stworzyły piękny spektakl wspólnie ze wschodzącym słońcem.
Wyglądało to wszystko bajecznie i pomyślałem sobie, że warto było poświęcić kolejną noc na podróż, aby doświadczyć takiego poranka. Położyłem się bowiem o 23.00 a wyjechałem o 2 w nocy, więc spałem niecałe 3 godziny. Dużym plusem jest to, że weekendowe wschody słońca są dla mnie w zasadzie czymś naturalnym, pewnym stałym elementem i nie wyobrażam sobie, aby mając świadomość, że zapowiada się dobra pogoda spać w takim momencie 😉 Zawsze można to uczynić po powrocie. Choć wiadomo – czasami nie jest łatwo zerwać się w środku nocy. Dzięki takim scenom nad (moim zdaniem jedną z najpiękniejszych rzek – nad Bugiem) jestem zmotywowany, by możliwość dłuższego snu przełożyć na „kiedy indziej” 😉
Gdy wykonałem zdjęcia z dołu skarpy uznałem, że warto teraz wejść nieco wyżej i spróbować ująć krajobraz z nieco innej perspektywy. I powiem szczerze, że z góry budząca się przyroda wyglądała równie imponująco. Najbardziej podobały mi się liczne mgły na polach. Padające promienie słońca tworzyły magiczne obrazy.
Tymczasem słońce coraz szybciej wzbijało się w górę, a światło stawało się coraz ostrzejsze.
Była to dobra okazja, aby spróbować ująć drzewo znajdujące się przed słońcem po mojej stronie brzegu.
Ponadto bardzo ładnie została rozświetlona trawa, na której można dostrzec poranne krople rosy.
Mgła znajdowała się również po mojej stronie i rozciągała się po polach.
Przemierzyłem te łąki i szukałem drogi do wsi, abym nie musiał wracać tę samą ścieżką którą dostałem się do tego miejsca. Wbrew pozorom wcale nie okazało się to takie proste, bo zwyczajnie nie było żadnych dróżek, którymi można było podążyć. Ale dzięki temu natura stworzyła takie oto „cudo” na moich butach i nogawkach 😉
Cóż mogę napisać na koniec? To co w tytule – na taki poranek czekałem…
Fot. Mariusz Kalinowski